Na takie wyjazdy jak do Magdeburga czeka się szczególnie. Dość szybko wykorzystana pełna dostępna pula biletów, przygotowana oprawa, planowany przemarsz, mecz o wielką stawkę. Mała Kolonia. Być może każdy był tak mocno zmobilizowany dlatego, że wiedział z kim się mierzymy i że ten dwumecz może, chociaż nie musi, zakończyć nasz udział w tegorocznej edycji LM.
Z tego co wiemy, Klub walczył o dodatkową pulę biletów, oprócz tych 530 nam przyznanych. Wiadomo, że to tylko gdybanie, ale osobiście jestem przekonany, że po dobrym pierwszym meczu u nas, moglibyśmy atakować pulę ok. 800 biletów. Ale, że dodatkowej puli biletów nie udało się dostać, to naszą liczbę wyjazdową uznajemy 530 osób.
Na początku zapisów zadeklarowaliśmy, że jeżeli pęknie 500 zapisanych kibiców, to ultrasi zabierają się za oprawę. Cel udało Wam się osiągnąć szybko, dlatego z pewnym komfortem czasowym można było zabrać się do przygotowywania choreografii. Wymyślenie koncepcji i przygotowanie finalnego projektu zajęło jednak trochę czasu, dlatego malowanie oprawy zaczynamy kilka dni przed meczem. Wszystko jednak kończymy na czas i bez większej presji.
Ekipa autokarowa, w której się znajdowałem, ruszyła spod hali w środę, tuż po północy. Droga mija w spokojnej atmosferze, każdy raczej czekał na czas okołomeczowy niż tracił gardło na autokarowe śpiewy.
Pod halę docieramy około godziny 13. Chwila śpiewów, kilka zdjęć, i każdy ruszył w swoją stronę wykorzystując te kilka godzin do meczu.
Na mieście spokojnie, widoczna spora liczba osób w naszych koszulkach. Praktycznie każdy mijany słup, latarnia itp. solidnie obklejona vlepkami miejscowego 1. FC Magdeburg, grającego w drugiej Bundeslidze piłki nożnej.
Na 18 zaplanowany był przemarsz z centrum Magdeburga pod halę, dlatego już po godzinie 17, w pobliżu miejsca zbiórki zaczynają pojawiać się pierwsze grupki kieleckich kibiców, co rozpoczyna także pierwsze wspólne śpiewy. O 18 formujemy kolumnę z flagą Ultras na przodzie i ruszamy spokojnie w kierunku hali. W trakcie przemarszu odpalamy sporo dymów, rac, stroboskopów i hukówek. Ze strony policji zero problemów, jeśli chodzi o pirotechnikę i sam przemarsz. Dość szybko po rozpoczęciu przemarszu pojawili się na początku i końcu kolumny, jednak ograniczyli się jedynie do eskorty i kierowania ruchem.
Pod halę docieramy przed 19 i idziemy jeszcze na parking przywitać zawodników, którzy mieli zaraz przybyć. Kilka osób jednocześnie rusza do autokaru po elementy oprawy i bębny, żeby wszystko odpowiednio wcześniej wnieść na halę.
Na halę wchodzimy godzinę przed meczem i tu czeka nas pierwsza tego dnia przykra niespodzianka. Nasze miejsca znajdują się po dwóch stronach górnej trybuny, a środkiem jesteśmy podzieleni przez kibiców Magdeburga. No kur.a dramat. Ciężko wyobrazić sobie bardziej absurdalny pomysł. Wykorzystanie potencjału wszystkich wyjazdowiczów było w takiej sytuacji niemożliwe. Chciałbym wierzyć, że to jedynie brak wyobraźni i wyczucia miejscowego klubu, a nie celowe działanie. Bo co stało na przeszkodzie, żeby kibiców gospodarzy posadzić po jednej lub drugiej stronie trybuny, a nie centralnie na środku pomiędzy nami? Dla mnie było to chyba największe rozczarowanie. Jeżeli jakkolwiek mogliśmy wpłynąć na przebieg meczu, to jedynie dopingiem z trybun, który w takiej sytuacji mocno nam skomplikowano.
Mimo wszystko nie poddajemy się i rozkładamy oprawę. Początkowo myśleliśmy o tym, żeby po prezentacji choreografii opuścić lewą stronę trybuny i spróbować się upchać całą grupą po prawej stronie. Było to jednak niemożliwe. Prawa strona i tak już była mocno nabita, więc ten pomysł okazał się nietrafiony.
Oprawa wędruje w górę na hymnie Ligi Mistrzów. Prezentujemy 40 metrowy transparent z hasłem ‘HANDBALL SPECIAL FORCES’ w asyście machajek w 3 kolorach. Efekt oczywiście zaburzony przez dziurę w środku sektora, którą zajmowali gospodarze. Jak na warunki, które były na sektorze, jesteśmy zadowoleni z efektu, jednak oczekiwania były większe. Podczas rozkładania transu było trochę problemów, miejscowym nie spodobało się, że rozkładamy go w miejscu ich sektora, przez co doszło do przepychanek.
W hali bardzo gorąco, parno, duży ścisk. Doping tego dnia całkiem solidny, z kilkoma mocnymi momentami. Próbujemy koordynować śpiewy z lewą częścią trybuny, ale przy takim gwarze na hali jest to mega trudne. Wynik cały czas na styku, więc emocje duże.
Na drugą połowę wywieszamy flagi Iskra Polska oraz Ultras. Byliśmy przygotowani na nieco bogatsze oflagowanie sektora, ale okoliczności były jakie były.
Przyznaję bez bicia, byłem przekonany, że bramki na wyjeździe nadal mają znaczenie i końcowy wynik premiuje drużynę z Magdeburga. Gdy po ostatniej syrenie nie było jednak euforii miejscowych, to zdałem sobie sprawę, że chyba to jeszcze nie koniec rywalizacji.
Karne to już wojna nerwów. A na trybunach rollercoaster emocji. Mieliśmy decydującego karnego na zwycięstwo, ale niestety się nie udało. Szkoda. Mogliśmy to wyrwać i przeciągnąć na swoją stronę. Na trybunie duże rozczarowanie, ale raczej na zasadzie że było tak blisko i się nie udało niż w formie jakichkolwiek pretensji do zawodników. Dziękujemy im za walkę w dwumeczu i powoli zaczynamy opuszczać sektor.
Kilka słów o miejscowych. Głośni, żywiołowi, ale raczej w stylu typowo niemieckim, czyli jakieś pojedyncze okrzyki czy klaskanie w rytm bębna. Brak klasycznych przyśpiewek w asyście bębnów. Za to ich forma świętowania zwycięstwa z zawodnikami całkiem fajna i robiąca wrażenie.
Po zakończonym meczu udajemy się jeszcze pod autokar zawodników, żeby wesprzeć ich dobrym słowem i pokazać, że jesteśmy do końca.
Z Magdburga wyruszamy koło północy. Początkowe dwie godziny drogi to dużo dyskusji. O meczu, dopingu, oprawie, sektorze, a także o sędziach. Ja jednak tego tematu nie ruszam. Po pierwsze nie ma chyba sensu otwierać tej puszki, po drugie mieliśmy kilka okazji, żeby zamknąć ten mecz wcześniej i nie przejmować się popisami panów Szwedów. Skupiam się na tym, co zależało od nas, czyli stronie kibicowskiej.
Po spadku adrenaliny do głosu doszło zmęczenie, dlatego nocka mija w spokojnej atmosferze drzemki.
Mniej przyjemnie zrobiło się rano, około godziny 8, gdy okazało się że nasza ekipa z busa miała wypadek pod Łodzią. Trzymajcie się wszyscy i wracajcie jak najszybciej do zdrowia i na sektor!
I tak powoli kończy się misja ‘Magdeburg’. Pod halę docieramy koło południa, zbijamy piątki i każdy rozchodzi się w swoją stronę.
Ciekawy to był wyjazd, jednak nie oszczędził nam skrajnych emocji. Euforia, wiara, nadzieja zmieszały się z wkurwieniem, rozczarowaniem, a ostatecznie nawet strachem.
Dziękujemy wszystkim kibicom, którzy pojawili się z Magdeburgu. Sezon powoli zbliża się ku końcowi. Finały Pucharu Polski raczej nie będą handballowym świętem, ale już wyjazd do Płocka jest fajną okazją, żeby Magdeburg nie był ostatnim w tym sezonie wyjazdem z liczbą >500. Co Wy na to? Robimy to?
Z tym pytaniem Was zostawiam i kończę. Raz jeszcze dzięki i do następnego!
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!