Przed nami najpiękniejszy miesiąc w roku dla miłośników piłki ręcznej – styczeń. Emocjonująco zapowiadają się Mistrzostwa Europy, które odbędą się w Niemczech. Nasi zachodni sąsiedzi, znani w handballowym światku ze swojej najlepszej ligi na świecie, którym towarzyszą wypełnione hale, mają ambitny cel sportowy – awans do półfinału. Spróbują również pobić rekord frekwencji, gromadząc imponującą liczbę 50 000 kibiców na meczu otwarcia, który odbędzie się na Merkur Spiel-Arena w Dusseldorfie.

Z polskiego punktu widzenia, to również pierwsze poważne wyzwanie dla Marcina Lijewskiego i jego zespołu po objęciu przez niego funkcji selekcjonera po Patryku Romblu. Moim zdaniem, chyba nikt z polskich trenerów nie potrafi zbudować zawodników tak, jak starszy z braci Lijewskich. Przykładem są jego podopieczni z Górnika, jak Przytuła. Dlatego uważam, że ten turniej dla polskiej reprezentacji będzie tak naprawdę kluczowy pod względem budowania zaufania i pewności siebie wśród samych zawodników oraz wiary wśród kibiców. Stąd, tak bardzo cytat z serialowego “1670” zdaje się pasować do obecnej sytuacji. Teraz tylko kontynuując tę analogię należy zapytać w imieniu reprezentantów i kibiców – w jaki sposób?

Noooooo, liczę tylko, że Szeryf w przeciwieństwie do serialowego Jana Pawła, będzie znał odpowiedź no to pytanie.

Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony wynikami gier kontrolnych, zwłaszcza na turnieju w Hiszpanii. Szczególnie cieszy mnie pewne zwycięstwo z Serbią, co sprawiło, że zacząłem już sobie wyobrażać, że turniej dla nas może potrwać nieco dłużej niż faza grupowa i nie skończy się na meczach otwarcia, o wszystko i o honor. Szczególnie, że nasi grupowi rywale wyglądają chyba nieco słabiej, niż w poprzednim sezonie reprezentacyjnym.

W niedzielę miałem okazję obejrzeć fragment meczu między Norwegią a Egiptem w ramach Golden Cup. Tytułem reporterskiego obowiązku, dodam, że Egipt wygrał 28 – 23. Trudno wyciągać jakieś wnioski, szczególnie po jednym meczu, ale Norwegia wydaje się być nieco innym, gorszym zespołem, niż wtedy gry trenował ich Christian Berge. To wrażenie towarzyszyło mi również podczas MŚ rok temu. Nie oceniam jednak polskich szans w meczu z Norwegami na duże, szczególnie, że ekipa Sagosena przez dłuższy czas grała 5-1 w obronie. Tym mogą nasz unieszkodliwić, bo mam wątpliwości, czy będziemy sobie umieli z tym poradzić, szczególnie przy naszych problemach na prawym rozegraniu.

Dla mnie kluczowy będzie mecz ze Słowenią, i tu nie chodzi tylko o wynik, ale przede wszystkim o to, czy po roku zespół zrobił jakikolwiek krok naprzód i czy zmiana trenera po prostu coś dała. Liczę na mecz pełen walki, że gdy nawet będziemy gorsi sportowo, dołożymy coś od siebie i będziemy przysłowiowo gryźć parkiet. Oby chociaż tym razem Uros nie będzie miał czelności zagrać przewagi z Blagotinsekiem na swojej połowie.

Nie chcę przykładać się do pompowania balonika, bo raczej uważam, że szklanka jest do połowy pusta. Polska kadra ma swoje problemy i słabości, których nie ukryjemy na takim turnieju. Po prostu, jako kibic chcę obejrzeć dobry turniej, w którym Polska kadra dostarczy mi więcej emocji niż w poprzednim roku. Liczę, że pokażemy charakter z każdym przeciwnikiem i obowiązkowo na zwycięstwo ze zdolnymi Farerami.

Jakie są wasze oczekiwania, nadzieje? Może jesteście większymi optymistami niż ja? Niezależnie od tego, wam i sobie życzę, aby ten turniej to nie była potwarz dla krajowego szczypiorniaka. Wtedy będę zadowolony i trochę cierpliwiej czekał na kolejne miesiące pracy selekcjonera i dokompletowanie brakujących elementów reprezentacyjnej układanki, szczególnie tych leworęcznych.

PS. Co do reszty naszych klubowych grajków, liczę, że odświeżą głowę i bez kontuzji wrócą silniejsi przed kluczową połową sezonu! Szczególnie Dani.

Poprzedni tekst

189 i liczymy od nowa, czyli relacja z meczu z Wisłą!

Następny tekst

Zapisy na softshelle!

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!

Podziel się swoją opinią i skomentuj ten wpis