Za nami trzy ostatnie mecze sezonu, wszystkie z naszym odwiecznym rywalem – Wisłą Płock. Wszystko działo się tak szybko, że nie mieliśmy nawet czasu wrzucić relacji z wyjazdu na Puchar Polski do Lublina, dlatego zdecydowaliśmy się na zbiorczą relację z ostatnich meczów. Zaczynamy!

Rozdział I – Finał Pucharu Polski w Lublinie
Tarabochia, faul, próba obiegnięcia…

„I znowu przyszedł maj…”. Dla nas oznacza to tylko jedno – decydująca faza rozgrywek. Przeżywaliśmy to już nie raz. Za każdym razem zwycięstwo smakuje jednak jeszcze lepiej. Zapraszam do podsumowania wyjazdu po Puchar Polski do Lublina!

Mecz w Lublinie zaplanowano na 21.05.2017 r. o godzinie 18.30. Trasę ustalamy na około 4,5h, więc o 13:30 na zbiórce meldują się dwa autokary i lecimy w drogę. Żar leje się z nieba, my lejemy do szklanek. Raz na jakiś czas trenujemy świeżo naoliwione gardła, i tak przyjemnie mija nam pierwsza część trasy. Kilka postojów dla uzupełnienia ekwipunku i na około godzinę przed meczem jesteśmy 15 km przed Lublinem. Kilku z nas bardzo zainteresowały sąsiadujące ze stacją pola rzepaku, więc biegniemy bratać się z naturą!

Pod halą jesteśmy na około 45 minut przed meczem. Głośno dajemy znać, że już jesteśmy, zabieramy bagaże z autokaru i lecimy na sektor. Pod wejściem spotykamy delegację byłej płockiej zgody, miejscowy Montex. Kończy się na krótkiej i cichej wymianie zdań.

Mecz rozpoczynamy głośnym jebnięciem, co z resztą utrzymujemy przez większość spotkania. Pomijając krótkie przestoje, doping tego dnia naprawdę dobrze wychodził. Przestoje spowodowane były straszną parówą panującą na hali. Nie pomógł nawet niesamowity przeciąg szalejący koło sektora Wiślaków… Iskry tego dnia na sektorze około 350. Wisła niewidoczna. Zarówno na boisku jak i na trybunach. Choć na początku pięknie się zaprezentowali wieszając flagę z polskim orzełkiem do góry kołami. W kontekście flag, zapamiętają ten dzień na długo!

fot. Anna Benicewicz-Miazga

Nasz sektor przyozdabiamy tego dnia 4 flagami. Jedna z nich zalicza swój meczowy debiut. Jest to flaga uszyta na cześć Bogusia Miraszewskiego. Zawsze w pamięci! Wierzymy, że gdzieś tam jesteś i świętujesz z nami!

A propos flag… Tarabochia, faul, próba obiegnięcia, i w 58 minucie meczu flaga Wisły „The Pride” zmienia właścicieli!

WISŁA! KURWA! SKROJONA!

Mecz, po twardej walce w pierwszej połowie, kończymy gładkim zwycięstwem w drugiej, co oznacza, że 14 w historii, a 9 z rzędu Puchar Polski w rękach kieleckiej Iskry stał się faktem! Droga powrotna mija w iście szampańskiej atmosferze. Mamy dwa wielkie sukcesy i potężnie je świętujemy! Na koniec fota, która chyba mówi wszystko!

fot. Anna Benicewicz-Miazga

Rozdział II – Pierwszy mecz finału Mistrzostw Polski
U nas zawsze jest kultura!

Zaledwie trzy dni po Pucharze Polski czekała nas kolejna eskapada, tym razem pierwszy mecz finałowy Mistrzostw Polski rozgrywany w Płocku, pierwsza część dwurundowego pojedynku o najważniejsze krajowe trofeum. Jako, że mecz rozgrywany był w środę, mieliśmy lekką obawę o naszą frekwencję w sektorze gości, jednak ostateczne 130 osób uznajemy za liczbę, która nie przynosi wstydu. Na pewno 130 osób w środę prezentuje się dużo lepiej niż 30 osób w sobotę;) Ale nie wyprzedzajmy faktów!

 

Spod hali wyruszamy ok. godziny 13:15. Droga mija w bardzo spokojnej atmosferze. Dzień wcześniej dostajemy informację, że po akcji w Lublinie, w Płocku czekają na nas alkomaty i dokładniejsze niż zwykle sprawdzanie. Pod halę podjeżdżamy 10 minut przed meczem. Czekamy, aż wszyscy wejdą i całą grupą autokarową dołączamy do obecnych już na sektorze osobówek. Jak się okazuje, na młynie Wisły doszło do zmiany grupy prowadzącej doping w porównaniu z poprzednimi meczami. Po stracie flagi przez PSSPR, do dopingu wrócili GoGusie. Czekamy na oficjalne podziękowania 😉

fot. Anna Benicewicz-Miazga

Nasz doping tego dnia na dobrym poziomie, jednak w 130 osób nie sposób było się wyraźnie przebić przez gospodarzy. Doping skupiamy wyłącznie na sobie, wszelkie okrzyki skierowane do Wisły zostawiamy sobie na mecz rewanżowy w domu. Na sektorze wywieszamy flagę poświęconą Bogusiowi. Z naszej perspektywy Wisła bez oszałamiającego dopingu. Na jednej z trybun poza młynem, poprzednia grupa od dopingu prezentuje sektorówkę poświęconą Adamowi Wiśniewskiemu.

fot. Anna Benicewicz-Miazga

Mecz kończy się skromnym zwycięstwem naszej drużyny. My stoimy jeszcze parę minut na sektorze, czekając aż będziemy mogli opuścić halę. W tym czasie pozdrawiamy najważniejszego tego dnia zawodnika Wisły, Wiśniewskiego, grającego swój ostatni mecz w Orlen Arenie. Gadżet, będzie nam Ciebie brakowało!

Powrót spokojny, w Kielcach meldujemy się ok. 1 w nocy. Tym samym kończymy swój ostatni wyjazd sezonu, przed sobą mając już tylko ostatni mecz na domowym podwórku.

 

Rozdział III – Drugi mecz finału Mistrzostw Polski
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!

Po dwóch meczach wyjazdowych w końcu mogliśmy wrócić na własną halę. Każdy na pewno przyzna, że zdobywać Mistrzostwo Polski na terenie największego rywala to wspaniałe przeżycie, jednak wielu z nas z wielkim utęsknieniem czekało, aż majstra będziemy mogli zdobyć znowu na własnym parkiecie.

Dzień przed meczem decydujemy, że przed sobotnim pojedynkiem robimy przemarsz z Rynku pod halę. Zbieramy się w ok. 200 osób i ze śpiewem na ustach ruszamy w kierunku naszej twierdzy. Jedyne czego możemy żałować, to że nie zaczęliśmy mobilizacji kilka dni wcześniej, gdyż cała akcja mogła wyjść jeszcze lepiej. Efekt jednak zadowalający.

fot. Patryk Ptak

Pierwsze śpiewy na sektorze zaczynamy na ok. 25 minut przed meczem. Tego dnia młyn naprawdę solidnie nabity, więc możliwości mieliśmy duże. Wywieszamy 3 flagi: Iskra Polska, Boguś, oraz Wierni Tradycji. Doping? Dobry, momentami bardzo dobry, mam wrażenie, że tego dnia w kilku momentach mieliśmy naprawdę konkretne wsparcie całej hali. Do perfekcji niestety dużo zabrakło. Największym rozczarowaniem była jednak liczba kibiców w sektorze gości. Szczerze, spodziewaliśmy się dużo więcej, szczególnie po pierwszym, w dużym stopniu jednak udanym, meczu Wisły. Porażka jedną bramką na własnym parkiecie nie przekreślała w żadnym stopniu szansy na zdobycie MP, więc 30 kibiców Wisły w sektorze gości uważamy za wynik żenujący, ale oddający aktualną formę kibiców Wisły.

Ostatecznie wygrywamy dwiema bramkami i możemy cieszyć się z 14 w historii, a 6 z rzędu Mistrzostwa Polski! Z dużą uwagą czekaliśmy na dekorację, słyszeliśmy, że ma być dobra, ba, najlepsza w historii, profesjonalna! Cóż, wyszło jak zawsze, czyli bez szału…Musimy jeszcze poczekać, żeby nasza liga była taka super, jak wskazuje na to nazwa. Więc zamiast zajmować się kibicami, radzimy wziąć się do roboty Panie Chief Executive Officer 🙂 Zdrowie Panie Prezesie!

fot. Patryk Ptak

Pod halą feta. Krótka i zwięzła, ale to chyba dobrze, gdyż zarówno kibice jak i zawodnicy, mieli już ochotę wyruszyć w świat, by świętować kolejny sukces naszej drużyny. W końcu było co opijać! Podczas fety pożegnaliśmy również dwóch odchodzących zawodników. Piotrek i Tobias, dzięki!

fot. Tomasz Fąfara

I w taki oto sposób skończył się dla nas kolejny sezon. Na podsumowania i podziękowania przyjdzie na pewno czas, ale szacunek dla wszystkich, którzy dorzucili swoją sportową i kibicowską cegiełkę, aby Iskra dalej mogła panować na krajowym podwórku. Przed nami sezon ogórkowy, ale to nie znaczy, że nie będzie co robić! Wciąż wiele spraw u nas kuleje, dlatego regenerujcie szybko siły i niedługo wracamy, by przygotować się do następnego sezonu!

Wielka Iskra!

Poprzedni tekst

Wyjazd do Płocka na finał MP - zapisy!

Następny tekst

Czy na sali jest lekarz? - czyli kilka słów o Lidze Zawodowej i jej prezesie

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!

Podziel się swoją opinią i skomentuj ten wpis