Startujemy z pierwszym artykułem nowej serii! Pierwszym, i mamy wielką nadzieję, nie ostatnim! Ale czy tak będzie zależy tylko od Was. Dlaczego? Ponieważ będzie to seria oparta na tekstach, które Wy nam prześlecie. Może to być relacja, wspomnienie z jakiegoś szczególnego wyjazdu, czy nawet z meczu u siebie. Grunt, żeby było iskrowsko, kibicowsko i ciekawie! Relacja nie musi być wcale długa. Ważne, żeby opowiadała o czymś, co szczególnie utkwiło Wam w pamięci i czym chcecie się podzielić z innymi kibicami.

Jako pierwszy artykuł publikujemy historię od użytkownika CeKa. Jej opowieść mogliście już przeczytać na łamach portalu ckport.pl, gdyż zgarnęła za nią wejściówki na Świętą Wojnę. Zaczynamy…


 

 

Bardzo długo zastanawiałam się która „Święta Wojna” najbardziej zapadła mi w pamięć. Było ich tyle i tak naprawdę każda zasługuje na to, żeby ją opisać. Z każdą wiąże się wiele wspomnień, masę śmiesznych sytuacji i jednocześnie chwil zwątpienia. Postawiłam jednak na tą z maja 2005 roku. Dlaczego? Bo miało mnie tam nie być, a jednak pasja zwyciężyła. Klub organizował wtedy wyjazd na ten mecz, pojechało na niego wielu znajomych ze starej dobrej iskrowskiej ekipy. Ja razem z siostrą miałam zakaz… rodzice kategorycznie nie zgodzili się na następny nasz wyjazd, ze względu na wypadek, jaki przeżyłyśmy w lutym 2005 roku wracając również z pamiętnego meczu z Płocka. Obie byłyśmy wtedy nieźle poturbowane, przestraszone i chyba w tamtym czasie na myśl by nam nie przyszło, żeby jechać kiedykolwiek na wyjazd… Ale jak to się mówi czas leczy rany i raptem 3 miesiące później ta potrzeba znowu wróciła. Tylko, że nasze chęci to jedno, a zdanie i zgoda rodziców to zupełnie inna kwestia. Jeszcze na dzień przez meczem byłam pewna, że nie pojedziemy. Pamiętam, byłam na ognisku ze znajomymi i strasznie przeżywałam tą sytuacje. Nagle kolega zaproponował, że może nas tam jutro zawieźć, bo nie ma innych planów, a chętnie pojechał by na mecz piłki ręcznej. Myślę sobie, świetna sprawa, mogę jechać już dziś tylko co by tu wymyślić, żeby jakimś cudem przekonać do tego rodziców. Dzwonię do koleżanki i opowiadam jej, że mamy transport i że możemy jechać i nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Zawsze mogę powiedzieć, że jedziemy z wujkiem koleżanki, który jak się okazuje, też wybiera się jutro na mecz. I wiecie co dopięłam swego, bo historia przeszła bez żadnego problemu i mimo, iż minęło prawie 10 lat do tej pory się to nie wydało 😉 Dzięki temu następnego dnia razem z siostrą , koleżanką i kolegą, białym maluszkiem byliśmy już w drodze do Płocka. Droga minęła nam spokojnie, przed samym Płockiem zatrzymaliśmy się w lesie, w kuchni polowej, gdzie swego czasu zjeść można było najlepszą grochóweczkę. Stał tam również autokar z resztą naszych kiboli, którzy nie powiem mieli niezły ubaw z tego jaką bryką przyjechaliśmy. Żeby tego było mało za chwilę na miejscu pojawiła się policja, która eskortowała nas aż pod samą halę. Musiał to być komiczny widok, eskorta autokaru i malucha, ale grunt, że dojechaliśmy… 🙂 Pod halą oczywiście zaczęło się od napinki płocczaków, a że hala Chemika do zbyt dużych nie należała to faktycznie można było z nimi podyskutować praktycznie face to face. Na samą halę zawsze w pierwszej kolejności wpuszczali kobiety i tym razem było dokładnie tam samo. Stoimy w holu, otwierają się drzwi na halę, wchodzimy i słychać jedne wielkie gwizdy… Niesamowite uczucie, dopiero wtedy adrenalina zaczyna działać i człowiek wie gdzie i po co przyjechał. Oczywiście od samego początku wymienialiśmy wzajemne pozdrowienia z Płockiem.. Sam mecz był niezwykle zacięty i emocjonujący. Bodajże od 36 minuty Płock grał w osłabieniu jednego zawodnika, który dostał karę krzyża. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że nie da się przegrać tego meczu, a jednak po dwóch dogrywkach, przy wyniku 35:33 to Płock wygrał i mógł cieszyć się z awansu do finału Mistrzostw Polski. Nam pozostała wtedy jedynie walka o brąz… Chyba nigdy nie zapomnę tej radości Płocka, tej dramaturgii i emocji do samego końca, dlatego właśnie tą wyprawę postanowiłam dla Was opisać.

CeKa


I na tym kończymy pierwszy artykuł nowej serii. Jeśli tekst Wam się podobał, to zostawcie na zachętę komentarz, gdyż z tego co wiemy, CeKa ma w zanadrzu jeszcze parę ciekawych historii godnych opisania 🙂

I tak jeszcze na koniec… Nie mamy pomysłu na nazwę serii… Pomożecie? Uruchomcie kreatywność i na propozycje czekamy w komentarzach!

Poprzedni tekst

Zapisy na wyjazd do Zabrza! [aktualizacja!]

Następny tekst

Z wizytą u beniaminka - relacja z Opola!

Wystawiono 1 komentarz

  1. 30 września 2015 | 16:14 —

    A kiedy pojawi się relacja z Opola? 😀

Podziel się swoją opinią i skomentuj ten wpis